– bibularz furkoczących słów –

jesteśmy sadem zmieniającym barwy
kawałkami wyszczerbionego żelaza
monodiami w których plącze się wiatr

kiedyś gdy staniemy się ciałem
położysz dłonie na mojej twarzy
a młode feniksy pokochają ogień

na skraju czucia podaruję ci pióro simurga
odda nam swoje trzydzieści imion i zasieje czas
zamieszkamy w gnieździe na drzewie wszystkich nasion
zrzucimy stare liście a słowa powrócą

latające czyżyki wyśpiewują nieskończone piękno
eremici bez skazy nie znają słów i nie zadają bólu
na ostrzach noży – serca błyszczą jak metal
tętnem rzeźbią przepowiednie na dłoniach

 

– epifania –

ostrożnie stawiam kroki
w zdrętwiałych dłoniach niosę wszystko co przyjdzie
tak bardzo kruche nienawidzi bólu
z każdym krokiem dojrzewa
już niedługo nauczy się mówić

niebo miłosierne zmiłuj się nade mną

lubię zapach deszczu senność świtu i mgłę
opowieści o straconych nadziejach w których nie ma rozpaczy
gdzie miłość jest cicha i nie kaleczy
buduję gniazda składam dłonie i piszę
nowego boga który nie pogardza człowiekiem

słowo łatwowierne zmiłuj się nade mną

pod niebem mlecznobiałych pereł umieram
w nim śmiech dzieci może będzie prawdziwy
teraz póki krew jeszcze pachnie słońcem
położę na progu tobołek
usiądę aby odpocząć przed daleką podróżą

 

– nieznośna lekkość bólu –

oddzielam ziarno od plew i nucę pieśń nad pieśniami
spoglądam na mężczyznę najpiękniejszego z ludzi
jego serce milczy a dusza śpiewa czystym głosem aniołów
nie zapytam skąd wraca skoro idzie do mnie
wiem że musi być święty nie ma ciała ani dłoni
choć przeczuwam dotyk który może się spełnić

jestem wirem falą kołem śmiercionośnym ogniem
parafrazą szaleństwa burzą samobójczą nadzieją
kiedy byłam natchniona znikła moja cielesność
chociaż drżę od spojrzenia które znałam od zawsze

staję się ziemią żyzną miękką urodzajną jak życie
od wschodu do zachodu i we wszystkich kierunkach
ziarno które zasieję pozarasta ścierniska
może kiedyś gdy wyrosną nam dłonie powrócisz
rozdrapując naskórek udowodnisz że jestem

 

– soczyste wersety –

idąc naszym tropem można dojść do emirskiej alhambry
gdzie karmin spowija noc dzień miłość i nienawiść
spocone cienie andaluzyjskich koni wciąż pędzą na oślep
jak maurowie którzy nigdy nie odeszli stąd na zawsze

nie spłoszmy pamięci o smaku i zapachu pomarańczy
dojrzałe w słońcu wpadały w kołyszące się łódeczki dłoni
słodkie jak skóra opalonych dziewcząt grenady
odgarniających z oczu kosmyki kruczoczarnych loków

zasypiamy pod niebem pełnym westchnień
pomiędzy snami o wierności i uczciwości
warczymy wygryzając grzechy i odmawiając zaklęcia

nigdy nie będziemy tacy sami choć ja jestem tobą a ty mną
moja sierść lśni a ty otrząsasz szron i kładziesz głowę na moich udach
a mówili że dwa tygrysy nie mogą mieszkać w jednej klatce

 

– szukałem w świątyniach, kościołach i meczetach, aby odnaleźć boskość w moim sercu –
Rumi

chyba lunatykuję, mam zaciśnięte powieki i pięści
księżyc, szerokoustny pasterz, lekko się do mnie uśmiecha
jestem jedną z gwiazd, więc tej nocy nie zasnę
lśnię własnym blaskiem, błogosławiona w ciszy
nie istnieje przeszłość, przyszłość, a czas jest tylko iluzją
stąpając poza nim wiem, że zupełnie niczego nie muszę
nie boję się śmierci, ona sama nie przynosi bólu
preludium wieczności, syjamska siostra życia, splin
obracam się wokół osi i odcinam ogon uranii
barwne chimery gasną w ciemności czarnookiej nocy
poeci ostrzą pióra zapisując ciągi znaków i płaczą
zerowymiarowe kropki wyznaczają drogę do emaus
jestem paradoksem strzały, biegnę i stoję jednocześnie
rozkrawam świat na pół chcąc złączyć dwie części od nowa
morza i oceany zlewają się w jedno wielkie, przezroczyste oko
uśpiony w głębinach bóg marszczy czoło i patrzy
jak pięknie modlą się ludzie na chwilę przed potopem

 

– wadi kadisza –

zamykam noc za drzwiami z perlącej się masy
las cedrowy rozrasta się we mnie a ziemia faluje
kiedyś gdy jeszcze bałam się nocy ścinałam drzewa

dziś burzę bramy piekieł i czekam na cud
pozwalam odejść umarłym a żywym buduję świątynie
obdarta ze skóry wkładam kryształowy napierśnik

przecież nie dobija się wierszy

dam ci serce ze spiżu dam ci ołtarz z bursztynu
moja miłość jest mocna niczym wulkan irnini
nie ma sobie równej kiedy walczy o strawę

ja inkrustowana nostalgią zatańczę ci siebie
choć w trzech częściach kobieta w jednej nieśmiertelna
silna w sercu i łonie czasem kruszę czas w dłoniach

w mojej głowie płoną ćmy
w ogniu świętych obrazów umierają szczęśliwe
słowa rozrastają się złotem niczym brzuch danae

pęcznieją zachłystując się naszym oddechem
każdy kto ukołysze ich pierwszy krzyk
uformuje nas w smak wiatru

gdy zerwałam zasłony rozsypało się wszystko
sny pogasły niczym gwiazdy o świcie
nie przetrwała we mnie ani jedna bezsenność

rozebrałam się z ciała abyś pragnął mnie bardziej
teraz idąc czuję cienie drzew pod stopami
zostawiam ślady na nieskończonym piasku

 

– bardzo zły wiersz –

.
mogłabym napisać wiersz który krwawi
na oczach czytelników zabić nowo narodzone dziecko
jego rozczłonkowane ciałko rzucić na pożarcie wersom
płacz i gniew wyciągać z zębów strof
mogłabym kogoś zgwałcić opluć pogryźć spalić
mogłabym
.
nie byłam bita głodzona i nikt mnie nie wziął siłą
chleb pachniał chlebem a wódka nie siała agresji
były nawet słodycze wymieniane za papierosy
.
urodziłam się za wcześnie bo piecyk był nieszczelny
ale czad!
kilo dziewięćset i wada serca to wciąż za mało na dobry wiersz

nigdy nie piłam nie paliłam i tylko raz miałam myśli samobójcze

mój wiersz mógłby chociaż śmierdzieć stęchlizną lub sikami kota
ale czuć od niego tylko samotnością i resztką chanel 19

mój wiersz mógłby krwawić częściej niż raz w miesiącu
tylko po co

nie umie wskrzesić zabitych dzieci
nie umie ratować gwałconych kobiet
nie umie nawet cofnąć czasu

dlatego już nigdy nie napiszę dobrego wiersza

 

– list z Koluszek –

uczęszczana trasa Warszawa – Wrocław – ludzie w ciasnych klatkach patrzą i gdaczą

ileż wierszy powstało o pociągach
rozglądam się i tak bardzo chciałabym narysować tę podróż słowami, które nagle skurczyły się i rozsypały pomiędzy siedzeniami

jak opowiedzieć imiona, twarze, że dłonie nie mają pazurów, są czyste i nie wypalają łąk
a ten tekst napisany jest tylko dla ciebie
pachnie mną, podszerstkiem myśli oraz kwitnącą czeremchą
żółtymi polami rzepaku mijanymi po drodze

stacja Koluszki,
nie byłam w tym mieście, ale stację znam dobrze, oglądałam film Bajona – Bal na dworcu w Koluszkach
wyszukuję w Wikipedii, że nakręcono go w studiu, w pomieszczeniu z tektury

w Koluszkach znajduje się jedyny w Polsce Wydział Niedoręczalnych Przesyłek, których z różnych powodów nie można dostarczyć adresatowi

może właśnie dlatego ten wiersz także nigdy do ciebie nie dotrze

 

– lapis lazuli –

twoje dłonie dają mi czas abym zdążyła odejść tak
jak nie odeszła bezimienna dziewczyna z delft
wciąż lśni perłowym blaskiem na orbitach snów
fastrygując niebo gasnącymi sercami gwiazd

czuję twoją obecność w szkarłatach zmierzchu
szukam cię w pamięci wilgotnej ziemi i mięty
jestem źdźbłem szepczącym majowe poranki i deszcz

jesteś ogniem żarem burzą pożogą syberyjskich lasów
rozpoznaję cię w ciszy czerwcowych pól zapachu łąk
we wszystkim co kocham odnajduję twoje oczy

daj rękę z linii papilarnych uplotę twoją obecność
obejmę ziemię strunami skowyczących gitar
pękną rozcinając nas na dwie półkule
nasłuchując kroków wypatrując całości umrzemy
szczęśliwi przeczuwając swoją obecność

 

– smak wiatru –

moja krew nie napisze dziś wiersza
tylko wtedy spojrzysz na mnie naprawdę
nie mam dłoni moje oczy nie patrzą
naga i bosa nie posiadam niczego

może właśnie dziś jestem najbogatsza z ludzi

byłam niema kiedy próbowałam być poetką
myśląc o tym co spodoba się innym

gdy zerwałam zasłony rozsypało się wszystko
sny pogasły niczym gwiazdy o świcie
nie przetrwała we mnie ani jedna bezsenność
rozebrałam się z ciała abyś pragnął mnie bardziej

teraz idąc czuję cienie drzew pod stopami
zostawiam ślady na nieskończonym piasku

Bianka Kunicka-Chudzikowska

Bianka Kunicka-Chudzikowska

Wrocławska poetka, prozaiczka i publicystka, z wykształcenia plastyczka oraz kulturoznawczyni ze specjalnością historia sztuki.
Publikowała w „Helikopterze”, „Akancie”, „Wydawnictwie Woj”, „FanBook”, „Czarty Wymiar”, „Presto”, „Dzienniku Trybuna” oraz na portalach pisarze.pl i granice.pl. Autorka tomów wierszy pobrudzone szminką (2017), poparzone wrzątkiem (2019) oraz powieści Najprawdziwsza Fikcja (2018) i Na wieki wieków, Pani Amen (2021).